Wydawało by się, że po takich mocno-mrocznych tchnieniach Ulvera jak chociażby Shadows of the Sun, grupa już głębiej w ten klimat nie sięgnie, szczególnie, że w roku 2012 nastąpiła kolejna już zmiana stylu grania dla Norwegów. Ale nie musieliśmy długo czekać – w końcu Wilki są niezwykle płodnym zespołem – na kolejny album, który okazał się może nie tyle kontynuowaniem „starych śmieci”, co kolejnym stopniem odkrywania własnej przestrzeni. Jest już ona bardzo różnorodna, i choć wciąż balansuje na raczej ponurych tonach, to każda kolejna część stworzonych przez Ulver dźwięków zaskakuje jak wiele ten zespół potrafi wymyślić. Ale do rzeczy.
„Messe I.X-VI.X” to album studyjno-koncertowy. Pierwszy raz się spotkałem z taką wersją nagrywania płyty, ale później usłyszałem, że nie jest ona jakoś szczególnie nowatorska, choć bardzo niepopularna. Zapisano więc jeden z koncertów, na którym grano tylko i wyłącznie premierowy materiał. Później wzięto go „pod lupę” w studiu, tworząc w ten sposób rzadko spotykaną mieszankę „żywych” dźwięków oraz ich „studyjności”. Co więcej: wraz z członkami zespołu wystąpiła także Tromsø Chamber Orchestra, która pełni tu rolę przewodnią. Wszystko jest jednak zwieńczone w taki sposób, by móc nazwać „Messe” pełnoprawnym albumem. Już „samo to” brzmi niezwykle zachęcająco, nieprawdaż? Ale jak wyszło?
„Czarny album” zaczyna się od niezwykle długiego utworu jak na Ulver (z niewiele krótszym tytułem – „As Syrians Pour In, Lebanon Grapples With Ghosts Of A Bloody Past”) i jest to – uwaga – muzyka klasyczna. Dosłownie nie występują tu niemalże żadne oznaki, że to coś innego niż bardzo dobrze skomponowany materiał smyczkowy. Przez dwanaście minut mamy w nim do czynienia z powolnymi skrzypcami i kontrabasem, które nakreślają bardzo mocno charakter „Messe” i stanowią niejako preludium to tego, co ma nastąpić. Zdawałoby się, że nie jest to zachwycający materiał, aczkolwiek jego zadanie jest kompletnie inne: stworzyć bardzo gęsty, mroczny klimat. I to udaje się w stu procentach.
Kolejne dwa utwory są również instrumentalne, ale w „Shri Schneider” w lekkim kontraście do poprzedniego utworu, możemy usłyszeć pierwsze dźwięki nieco bardziej typowe dla Wilków. Ambientowe, elektroniczne nuty wychodzą teraz jakby na prowadzenie, a orkiestra tylko akompaniuje. Zaś „Glamour Box (Ostinati)” to już pełna współpraca tych dwóch „nurtów” występujących w albumie. Muzyka jest niezwykle dopracowana i o jej sile stanowi na pewno bogata muzyczna przestrzeń otaczająca słuchacza właściwie zewsząd.
Kolejny utwór zdecydowanie zasługuje na osobny akapit. „Son of Man”, który jest pierwszym z dwóch lirycznych części „Messe”. Co ciekawe zaśpiewany przez Kristoffera Rygga tekst nie znalazł się w książeczce. Za to można go zobaczyć… z tyłu całego wydawnictwa. W końcu dowiadujemy się też o czym płyta taktuje. Liczne apostrofy do boga, prośba o odpuszczenie grzechów – temat wpasowany w podniosłość i teatralność kompozycji. Zaczyna się ona od spokojnej i stonowanej intonacji by w trakcie nabierać rozpędu i tworzyć wrażenie przedstawienia – tutaj wyobraźnia naprawdę wiele potrafi zdziałać. Utwór ten raczej należy „przeżyć” niż tylko wysłuchać. Idealna gra na emocjach to w tym momencie dopracowany do perfekcji element muzyki Ulvera. Idąc dalej: „Noche Oscura Del Alma” wydawałoby się wyciszeniem po przejmującym zakończeniu modlitwy z „Son of Man”, ale nie dane nam będzie dłuższe wytchnienie. Kolejnym przeżyciem okaże się podróż poprzez równie dopracowany i przeszywający utwór. Znów klimatyczne mistrzostwo. Zaś ostatnia część – „Mother of Mercy” – to – równoległa do poprzedniej – apostrofa do boskiej matki. Podmiot stara się znaleźć wyzwolenie w jej miłosierdziu, przez co sama kompozycja jest najbardziej spokojna, na tle całości: wręcz pozytywna. Zostaniemy też przeniesieni na modlitwę pokutną, by łagodne zakończenie spowodowało w nas znów zapytanie: kim tak naprawdę jesteśmy?
Jestem przekonany, że nie jest to album to częstego słuchania. Ba, wręcz prawdopodobnie będzie się kurzył czasem na półce. Ale nie potrafię go w swojej głowie uznać za po prostu zbiór piosenek. Dla mnie kojarzy się on z jakąś pełną wizją artystyczną, która nie może dziać się bez pełnego zaangażowania słuchacza. W tym ujęciu „Messe I.X-VI.X” jest wyjątkowy, ale ile osób będzie potrafiło przeżyć to we właściwy sposób? Nie mam pojęcia czy sam to dobrze robię.
Barcode / Kod kreskowy | 802644826721 |
Wytwórnia | Jester Record / Kscope Music |
Nr. Katalogowy | KSCOPE267 |
Wydawnictwo zawiera | Książeczkę-plakat, płytę w kopercie, mini-vinyl replikę jako opakowanie |
Ocena |