King Crimson. Te dwa wyrazy brzmią potężnie, a sam Karmazynowy Król to zespół owiany pewną dozą tajemniczości. Bo mimo sporej sławy – nie znam zbyt wielu osób, którzy by spróbowali naprawdę zagłębić się w twórczość progresywnego klasyka. Często znajomość kończy się na pierwszym albumie („In the Court of the Crimson King„) – lub jeszcze częściej na „Epitaph”. Żeby nie okazać się takim „untrue” fanem, postanowiłem kupić jeszcze dwie inne prace zespołu. „In the Wake of Poseidon” okazał się bardzo zbliżony do swojego poprzednika. Choć pojawiły się większe eksperymentalne próby (co się dzieje w „The Devil’s Triangle” to ciężko opisać słowami!) to album posiada bardzo podobną budowę do debiutu. Pomijając krótkie, akustyczne „utworki” nazwane „Peace” (mamy ich trzy i są pewnego rodzaju przerywnikami od właściwego materiału) to początkowo atakuje nas szybki „Pictures of a City” z saksofonem (odpowiednik: „21st Century Schizoid Man”), później piękna, wpadająca w ucho, delikatna ballada „Cadence and Cascade” (odpowiednik: „I Talk To The Wind) i tak dalej… Oczywiście nie są to bezwstydne kalki – po prostu bardzo czuje się to podobieństwo. Prawdopodobnie dlatego nie daję albumowi najwyżej oceny – bo tak to utwory są świetne i umocniły pozycję King Crimson w mojej głowie.
Żeby podobieństwu stało się zadość: również tego albumu mam tą samą wersję, co „In the Court (…)”. Edycja na czterdziestolecie wydania z CD i DVD. Remasteru (zarówno stereo jak i 5.1.) dokonał Steven Wilson, poza tym otrzymaliśmy też trzy małe dodatki. Przykład? „Cadence & Cascade” z wokalem Grega Lake’a. Digipak wygląda całkiem fajnie, ale to w końcu przecież „wina” znakomitego artworku.