Dziś mam niezbyt romantyczną historię – zespołu (czy jak się później dowiedziałem – supergrupy) Crippled Black Phoenix zacząłem słuchać, gdy pewien znajomy podesłał mi link do utworu „Troublemaker” na Youtube. Od razu wiedziałem, że muszę mieć tą płytę! Taki brudny, post-rockowo-progresywny charakter sprawiły, że przypadła mi do gustu na tyle, by słuchać ją całymi dniami. Pomagało w tym też to, że niektóre motywy muzyczne tak bardzo odciskają się w głowie, że nuci się je cały czas! Zaś nie przeszkodziło mi w odbiorze płyty to o czym traktuje – z początku nie zagłębiałem się w ogóle w warstwę liryczną, a okładka nic nie zdradzała. Album dość ciężko było kupić za sensowne pieniądze, więc do książeczki nie miałem dostępu. Z lekkim szokiem przyjąłem wojenną tematykę utworów. Ale na szczęście nie zraziła mnie i krążek nadal wielbię i polecam. Kupiłem nawet inne twory zespołu, ale już żaden z nich nie powtórzył we mnie tych samych odczuć co „I, Vigilante”.
Nie dość że album był ciężko dostępny, drogi (widziałem oferty sprzedaży po 70 zł!) to został wydany w malutkim, dwupłatowym digipaku wraz z malutką książeczką. Wygląda więc raczej jak singiel a nie pełnoprawny album. A szkoda!
Barcode / Kod kreskowy | 5024545600520 |
Wytwórnia | INVADA RECORDS |
Nr. Katalogowy | INV95 |
Wydawnictwo zawiera | 2-płatowy digipak, 8 stronicową książeczkę, płytę |
Ocena |